sobota, 14 marca 2020

baby, I can feel your halo

Zamierzam wrócić do szczerego pisania tutaj. Obecna sytuacja w kraju, na świecie? Dla mnie to niemalże abstrakcja. Mój umysł z trudem adaptuje się do dynamicznie zmieniających warunków.
Jestem też zagubiona duchowo. Mocno. Kryzys wiary, który miałam nadzieję, że będzie chwilowo ciągnie się już jakieś 8 lat. Ciągle powtarzam sobie, że rozwikłam swoje problemy natury psychicznej/duchowej "później", jak będę miała czas. Tylko kiedy to będzie? Na świecie panuje pandemia. Siedzę od ponad miesiąca w domu i wolę oglądać seriale, snuć nierealne wizje niż zastanowić się nad tym, co NAPRAWDĘ czuję. A właściwie, by sobie to uzmysłowić. Chyba straciłam wiarę. Ostatnio śniło mi się, że powiedziałam rodzicom, że jestem ateistką. Gdy się obudziłam czułam się dziwnie, niespokojnie. Podskórnie czuję, że to prawda. Nie spowiadam się od roku, nie mam ochoty iść do kościoła, modlić się. Nawet gdy próbuję to robić nie mogę zebrać myśli. Ciąży mi to. Znowu popadam w kompulsywne objadanie się. Zaczynam tęsknić za nikotyną - tak koleje uzależnienie, które może zostać dołączone do mojej niechlubnej listy (od jakiś 3 lat). A miało być tylko na chwilę, jedna paczka i koniec. Dziś potrafię spalić nawet pół dziennie. Ukrywałam to nieudolnie. Najpierw tylko na balkonie, gdy nikogo nie ma w domu. Potem w drodze ze szkoły, na przystanek, wieczorem, a teraz nawet gdy współlokatorka siedzi za ścianą. Co się ze mną stało?
Moja "przyjaźń" z K.? Ja jej nawet nie znam. Nie gadamy już, trzymały nas przy sobie tylko wspólne zajęcia, a raczej mój upór do zdobywania wiedzy i chęć do dzielenia się nią podczas kolokwiów. Jest w ciąży, ma narzeczonego. Ja dalej stoję tu gdzie stałam. Czy skończę jako samotna karierowiczka? Obawiam się, że tak. Choć właściwie to się nie obawiam - ja tego chcę. W sumie nawet nie myślę o tym, że kiedykolwiek założę rodzinę. Jest to dla mnie nierealne. Jakbym już z góry spisała się na straty. Chcę wrócić do treningów na stepperze lub rowerze, schudnąć tyle ile się da do czasu powrotu do normalności, i co z tym związane - na uczelnię.

środa, 22 stycznia 2020

You only live once, but if you do it right, once is enough

Jestem przeszczęśliwa!! Dzisiaj pomimo przeciwnościom na mej drodze, przeżyłam jeden z bardziej satysfakcjonujących dni na uczelni, a może i w życiu?
Spóźniłam się na egzamin do mojego byłego promotora, weszłam do sali a on patrząc na mnie zaprosił mnie na odpowiedź ustną. Byłam dobrze ubrana, umalowana i uśmiechnięta. Pojechaliśmy razem z drugą dziewczyną windą na górę. Tam zadał mi parę pytań, nie znałam na nie odpowiedzi, ale duużo się uśmiechałam, byłam pokorna i chyba pamiętał mnie z zeszłego roku. Na koniec zapytałam czy "zaliczone pozytywnie" a on się roześmiał :) Przeprosiłam bardzo za spóźnienie, ale powiedział, że się zdarza i nic takiego się nie stało, a podobno był wkurzony, że musi czekać. Mega mi to podbiło samoocenę. Że jestem na tyle wyjątkowa, że się uśmiechnął, zaliczył. Masa osób do mnie napisała - co tam, jak tam. Pewnie myśleli, że nie dam rady, cóż nie tym razem.
Moja średnia w tym roku to żart, wszystko zaliczam w pierwszych terminach, ale na mierne stopnie. Nie mam sił ani chęci do nauki. Mój mózg już nie przyswaja informacji, cierpię na deficyt notatek i nadmiar obowiązków.
Byłam też na badaniach do pracy mgr - sam profesor przykrył mnie swetrem mojej promotorki. Było to przeekochane!! Prosiłam go parę razy o pomoc. Widać, że się tym cieszył. Jutro idę znowu, ubiorę się ciepło, skupię się na maxa na oznaczeniach i mam nadzieję, że o 16 skończę, a za tydzień LCMS.
Nawet zapytała o szkolenia :)
Jestem wyjątkowa!! ♥ Jebać średnią, liczą się relacje międzyludzkie a to mi się udaje. Szanują mnie wykładowcy, ludzie się śmieją z moich żartów. Ciekawe czy plotkują o mnie w katedrze. Np. że nie umiałam nic itd., próbki rozlałam...
Walić to :) best day in this university


niedziela, 24 marca 2019

trash

Czuję się jak śmieć. Mam obsesję na punkcie wyglądu, wagi. Gdy zaczęło już być stabilnie - stało się. P. z którym poszłam na randkę oszalał na punkcie D. Bo jest szczupła, przebojowa, seksowna.
Nie umiem konkurować. Jestem zaburzona. Nauczona tego, że nic nie znaczę. Ludzie bez przerwy mnie wykorzystują, traktują jak opcję rezerwową, kogoś przy kim lepiej wypadną. Obiektywnie może nie jestem gruba, ale w mojej głowie... Mam straszny syf w głowie. Chcę coś poczuć. Wiedzieć, że jestem wyjątkowa. Nie bać się iść do klubu albo przedstawić znajomym, bo znajdą tam kogoś lepszego.
Nawet, gdy M. mnie przeleciał i zostawił przyjęłam winę na siebie - byłam zbyt beznadziejna by ze mną wytrzymać w związku, za mało atrakcyjna by powtórzyć seks. On nawet nie próbował się tłumaczyć.
Gdy  50 letni J.M., w wieku 9 (?) lat wepchnął mi język do gardła też stwierdziłam, że to moja wina. Nie przepracowałam tego, nawet nie pisnęłam słówkiem. Tylko zalewałam się łzami pod kanapą. Mam spaczone bodźce. Pociągają mnie starsi faceci, lekarze, nauczyciele. Może mam spaczony wzorzec ojca?
Odkąd biorę leki na niedoczynność tarczycy, stałam się wrażliwsza. Przez to wszystko uderza we mnie trzy razy mocniej. Chcę zasnąć i obudzić się jak będzie znowu pięknie. O ile kiedykolwiek się to stanie.

niedziela, 16 grudnia 2018

I'm speachless

Moje życie jest przewrotne. Chcę się zmienić. To co robię sobie i innym jest przesadą. Przerosła mnie dorosłość. Brak mi dojrzałości.
Nienawidzę robienia komuś nadziei, a czuję, że złamię serce B. Nic do niego nie czuję. W sumie to nawet mnie w jakiś sposób obrzydza... Ale fakt, że muszę mu to napisać wprost przyprawia mnie o mdłości. Chcę się zmienić. Muszę się zmienić. Wrócić do Boga, rzucić palenie, przestać pić bez hamulców, odmawiać spełniania oczekiwań ludzi, tylko po to by nie sprawić im przykrości.
Brzydzę się sobą. Tym kim się stałam, co robię. Ciągle kłamie, nigdy nie mówię tego, co naprawdę czuję, myślę.
Mam ochotę się popłakać, oddać w obce ręce moje życie i mieć chwilę wytchnienia, spokoju. Nie jestem wyrachowana, ale boję się, że ktoś może to tak odebrać.
Jak być szczerą?
Będę uczciwa wobec siebie. Zaczęłam już dziś. Koniec z papierosami, alkoholem. We wtorek wyjaśnię wszystko z B. Odpuszczę poszukiwanie męża. Skupię się na diecie, nauce. Pójdę do spowiedzi. Uwierzę w siebie.
Może wrócę tutaj, żeby regularnie wylewać z siebie emocje.

piątek, 4 sierpnia 2017

I can't deny your appetite

Nie było mnie tu wieki. Przeniesienie na nowy kierunek było dobrym pomysłem. Nowi ludzie, świeża krew i alkohol w niej zawarty co weekend mnie obudził. Zaczęłam palić, bardziej kontrolować swoje życie.
Pojawił się w nim M. Chcę wreszcie się odważyć, oddać mu całą siebie. Moje kompleksy nas wykończą. Ciągle to odwlekam, bo jestem za gruba, za brzydka, za biedna. STOP.
Zapisałam się na kurs na prawo jazdy. Jestem oczarowana, zarówno jazdą jak i instruktorem. Chyba się zauroczyłam. Ciągle o nim myślę, o jego głosie, tym uczuciu, gdy kładzie mi dłoń na kolanie, na ręce. Wiem, że jego intencje są czyste, ale ja to wszystko już dawno wyolbrzymiłam. Pociąga mnie władza, doświadczenie, wiedza, pozycja społeczna. Lekarz, wykładowca, instruktor? Rozpływam się, chociaż wyglądem nie są na jakiś wyżynach.
Muszę znaleźć jakąś pasję. Coś do czego będę dążyć mimo przeciwności. Świat stoi przede mną otworem, a ja wezmę z niego tyle na ile się odważę, więc mam nadzieję, że końcówka tego roku przejdzie do historii, jako mój najlepszy czas!
Myślałam też w sumie o tym jak życie bywa przewrotne. Kocham A. już 5. rok, mimo tego jak mnie zranił. I gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że to on będzie miłością mojego życia to... Śmiałabym się do łez, które dziś nie płyną z moich oczu tylko dlatego, że tłumię emocję.