Jest tak chujowo. Nienawidzę swojego ciała, życia, twarzy... Są wakacje, a ja siedzę sama w domu, każdy ma mnie w dupie, zamiast chudnąć, tyję. Nie mogę patrzeć na swoją twarz, nogi, brzuch. Moja siostra wpędza mnie w kompleksy, jest najgorzej. Jak mam się wyrwać?! Plus nie wiem po co mi to LO? Mogłam iść do technikum/zety, bo i tak nie pojadę na wymarzone studia. Jezu, POMOCY! Płaczę. Tak rozbita to jeszcze nie byłam. Zmienili mi klasę, wychowawczyni nie dała mi paska, bo zabrakło mi oceny z zachowania. Na ognisku po zakończeniu miałam ochotę ryczeć. Taka sama, opuszczona, żałosna, bez perspektyw. Staram się wmówić sobie i innym, że jestem dobra, ale prawda jest taka, że jestem nikim. Co ja osiągnęłam? Żyję na pół gwizdka. Nie umiem się śmiać do siebie. Wygląd zawsze wszystko wyznaczał, bez niego nigdy nie będę szczęśliwa. Jeszcze A. mnie wkurwia, bo zna mnie tylko, gdy nie ma jego dziewczyny. Teraz nie dam mu się zmanipulować. Każę mu się określić. Ona czy ja? Jak ją kocha, to niech robi to też pod jej nieobecność. To łaszenie się do mnie zaczyna przyprawiać mnie o mdłości, bo jest takie "fałszywe". Szukam pracy w roli "pisarki postów" na blogi itp. Chyba skończy się na siedzeniu w domu i użalaniu. JAK ZWYKLE.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być." Pisałam tak ostatnio u siebie, pamiętasz? Szczerze w to wierzę, chociaż mam tą świadomość, że inni ludzie potrafią wszystko rozpieprzyć. Nie przejmuję się obcymi ludźmi, bo co mi mogą zrobić? Wyśmiać? Mam to w nosie, to ja kieruję moim życiem, nikt inny.
OdpowiedzUsuńŚwirujesz, co? Znam to bardzo dobrze. Też mi się tak robiło od siedzenia w domu. Czarne myśli typu "nic mi się nigdy nie uda". Mam wypróbowaną radę: zacznij od aktywności fizycznej. Wiem, że już próbujesz od jakiegoś czasu, ale to naprawdę nie musi być wiele. Jak poszłam pierwszy raz pobiegać, zrobiłam 3 okrążenia wokół boiska (1 okrążenie ok 400m), teraz robię 10. Zmęcz się, pokonaj swoje lenistwo, swoją słabość, a poczujesz się lepiej. Serio. Ja zawsze zanim pójdę pobiegać zakładam ile okrążeń zrobię. Myślę np. "dobra to wczoraj było 9, dzisiaj robię 10", nie odpuszczam nawet jak jestem zmęczona i mam ogromną satysfakcję, że udało mi się wytrwać. Zajebiste mam myśli jak biegam, czuję, że mogę wszystko, co sobie zamierzę. Polecam. :)
Może poszukaj sobie pracy? Cokolwiek, nawet głupie zrywanie owoców. Zajmiesz sobie czas, zarobisz pieniądze, może schudniesz (ja schudłam 3kg od tego biegania z tacą). Nie mów, że nie ma nic blisko Ciebie. Ja dojeżdżam 15km, co prawda mam samochód od mamy, ale raz jak mnie naszło, to rowerem pojechałam. :)
Smuć się, czasem tego potrzebujemy, ale nigdy nie trać nadziei. Fajnie, że znowu jesteś. :)
Acha, na Twój komentarz odpisałam na moim blogu.
Jezu, dziękuję! :*
Usuń