Nie ryzykujesz? Nie żyjesz! |
czwartek, 27 marca 2014
that hurts
Ała! Drut od aparatu przez cały dzień wbijał mi się w policzek. Włosy nie chcą ze mną współpracować i wyglądają jak by były nieczesane przez wieki. Biologia poszła mi całkiem nieźle. Jak na 20 minut nauki, to wręcz wybornie! :) Gorzej było z bieganiem na ocenę na wychowaniu fizycznym. Miałam najgorszy czas, ale pocieszyły mnie koleżanki. Dopingowały mnie, troszczyły się, a pan był tak miły, że dostałam od niego ocenę dobrą. Cieszę się tym, ale "niesmak" z bycia wielką przegraną pozostał. Nic to. Przed matmą słyszałam jak dziewczyny ukradkiem coś komentowały. Wydaje mi się, że była to kwestia tego kogo zaprosiłam na 18-tke w charakterze os. towarzyszącej. Rano, mimo, że nic im o tym nie mówiłam, wiedziały już z kim idę. Chłopak, którego zaprosiłam musiał powiedzieć to A. i chłopakowi K., która wypaplała to już wszystkim. Żałosne. Zresztą... czym ja się przejmuję? Muszę żyć! Czerpać korzyści i nie zasłaniać się fałszywą skromnością. Lepiej jeżeli pójdę z kimkolwiek i będę traktować ten wieczór jak wyzwanie, niżeli miałabym pojawić się sama i być zmuszoną, by patrzeć, jak A. "obraca" inną naprzeciwko mnie. Nie ma tego złego. :) Jutro po szkole idę do galerii handlowej z K. i na pewno natknę się na A. Już słyszę głosem wyobraźni jak mnie cisną, za moją "odwagę". Przetrwam to z głową uniesioną do góry. Teraz zaś biorę się za niemiecki - jutro sprawdzian, który powinnam napisać na piątkę...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz