No
i przyszedł czas na zmartwienia. Dzisiejszy dzień jest szalony. O 8 mama
zapytała czy idę do szkoły. Rozmarzyłam się wizją zostania w łóżku, by po
parunastu minutach żałować swej decyzji. Skończyło się to wyciąganiem mnie siłą
z łóżka przez mamę i podwózką przez tatę. Opuściłam jedną godzinę, zaliczyłam
kartkówkę z matematyki i wróciłam do domu. W międzyczasie otrzymałam zaproszenie na urodziny K. Oczywiście z osobą
towarzyszącą. Martwię się. Zaczynam proces chudnięcia i w sobotę napiszę do
moich znajomych, by dowiedzieć się czy idą same. Jeżeli tak, zrobię to samo. W
przeciwnym wypadku poproszę o towarzystwo W. - kolegę z klasy A. Właściwie to
kiepsko go znam. Poznaliśmy się na urodzinach mojego kuzyna 15 lutego. Dużo
tańczyliśmy (to on inicjował taniec, który przeciągał się na paręnaście
piosenek, i to ja go kończyłam), był wyższy ode mnie no i, gdy byłam w jego
ramionach miałam ochotę zostać tam na zawsze. W dodatku na urodzinach K. byliby
jego kumple, więc miałby z kim zapalić, napić się i pobawić. To dobra opcja.
Jeżeli się nie zgodzi wezmę zaś P. Kolegę, z którym chodziłam w zeszłym roku do
klasy. Jest zabawny, swobodnie się przy nim czuję i wiem, że na pewno mi nie
odmówi, bo lubi takie imprezy. Jest niższy ode mnie (albo mi równy - nie
pamiętam) i nie mam pojęcia jak tańczy... Coś się wymyśli. Teraz prace domowe i
trening. Na obiad była pizza. :c Teraz kolejny posiłek planuję dopiero jutro w
szkole. Grahamka z serem i ogórkiem. Mmm ♥
Let it be. Baby breathe.
Fajnie, że wychodzisz z ludźmi. Ja zawsze siedziałam w domu i nie lubiłam tego. Zresztą, ze mną było dziwnie, niby chciałam wyjść, ale wiedziałam, że nie bedę czuła się tam dobrze.
OdpowiedzUsuńOj, ja też głównie siedzę w domu i rozmyślam nad tym, co jest ze mną nie tak. Wychodzę raczej rzadko.
Usuń