czwartek, 6 lutego 2014

what the hell?

Nie wiem czy gorsze jest to, że zawiodłam Jego, czy siebie. Jestem tak żałosna, że brak mi na to słów, w sumie szkoda epitetów na twór mego typu. Zniszczyłam wszystko, to co miałam. Widać było za dobrze. Chcę iść pod prysznic i pozwolić moim łzom wylewać się strumieniami. Na to zasługuję. Muszę rzygać łzami i nikt nie ma prawy i możliwości wyciągnięcia do mnie pomocnej dłoni. Dlaczego uważałam się choćby przez ułamek sekundy za kogoś dobrego? Najgorszy jest fakt zatracenia się. Gdy przestajemy mieć jakiekolwiek hamulce, spadając w przepaść już nic nas nie zatrzyma. Jestem na równi pochyłej. Nikt nawet nie wie, jak się czuję. A ja głupia wciąż wspominam, to co spotkało mnie około 12 lat temu. Zrzucam całą winę na kogoś innego, a może to ja popełniłam błąd? Może ta rysa na moim jebanej osobowości jest wypracowana przeze mnie?!
Czemu nam dobrze wśród zła? Dlaczego facet, na którym mi zależy traktuje mnie jak szmatę, a ja nie potrafię mu się oprzeć. Nie wiem, co jest moralne, a co nie. Granice się pozacierały. Czuję się jak dziecko we mgle, które rozpaczliwie próbuje zobaczyć, co jest przed nim. Chciałabym, żeby ktoś podsunął mi klucz odpowiedzi do życia. Samotność morduje. Wiecie, co boli najbardziej? Nie to, gdy ktoś traci nasze zaufanie, lecz to gdy my tracimy czyjeś.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz