poniedziałek, 28 stycznia 2013

back to school

Nie było tak źle. Czas do 9:50 minął mi względnie szybko. Dzisiaj humor poprawił mi też fakt, że K. ma tyle samo zaległości, co ja, więc nie będę musiała sama zaliczać tych wszystkich sprawdzianów i kartkówek. Zjadłam w szkole kanapki zrobione przez mamę (poza zbyt dużą ilością masła były naprawdę OK), a teraz popijam kawę rozpuszczalną. Oczywiście bez cukru.
Jestem w szoku, że już 3. dzień trzymam się diety. Może w lutym zacznę ćwiczyć na rowerku + brzuszki, przysiady, skakanka, Ewa Chodakowska i będzie można zobaczyć efekty. Nie mogę się doczekać.
Teraz biorę się za polski. Wieczorem mama podetnie mi grzywkę, a na kolację zjem sobie pomarańczę.
Jutro pojadę wcześniejszym autobusem i postaram się wpaść do biblioteki albo coś, bo się zanudzę w innym przypadku. Jechanie autobusem o "8:33" też odpada, bo w mieście jestem w efekcie dopiero o 9:02. Może spotkam dziewczyny z klasy i jakoś mi minie ta godzina oczekiwań.
Znowu popadłam w rutynę. Wychodzę jest ciemno (dziś wyjątkowo nie), wracam robi się ciemno. Zero przyjemności - nauka, komputer, jedzenie... Ech, może dziś skuszę się na jakąś komedię lub cokolwiek.
Wczoraj nałożyłam olejek rycynowy na rzęsy, ale chyba przesadziłam, bo trochę mi się go dostało do oczu. Dziś użyję, więc zwykłej maskary - odżywki. Wieczorem K. odezwał się do mnie, pytając m.in. o to kiedy znowu będziemy razem imprezować. Od razu się uśmiechnęłam.
Uciekam. Miłej reszty poniedziałku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz